Jako właścicielka falowanych kudełków zdecydowanie unikam czesania włosów w każdej formie. Jedynie po myciu przeczesuje je palcami czasem z odżywką b/s, a zdarza się że i tego nie robię. Moje włosy są dość gęste, choć nie powyżej przeciętnej, raczej nie potrzeba zbyt wiele do ujarzmienia ich. Aczkolwiek mają okropną wadę - strasznie się kołtunią i zbijają w strąki. Czasem w ciągu dnia znajduje takiego kołtuna -.-" masakra. Choć z drugiej strony jak je rozczeszę to mam na głowie sławne krzywe coś. Kiedyś (przed włosomaniactwem) takie "cuś" gościło bardzo często na mojej głowie. Zazwyczaj wtedy sięgałam po prostownicę.
Tak samo było gdy suszyłam włosy suszarką bez dyfuzora. Zresztą dziś jak się spieszę to też suszę zwyczajnie i wtedy mogę zapomnieć o loczkach, czy jakimkolwiek skręcie.
tak wyglądały kiedyś po wysuszeniu i lekkim rozczesaniu (podręcznikowe "krzywe coś" ble ;/)
Mój skręt jest całkiem przyzwoity, ale niestety baardzo delikatny (fale/loki szybko się zniekształcają i rozprostowują, rzadko kiedy przetrwają noc w dobrym stanie), więc odpada u mnie czesanie na mokro z odżywką d/s, ponieważ po myciu widzę, że to nie jest to. Fale są mierne i niezdefiniowane. Tak samo z przeczesywanie grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami, jedynie szczotka z naturalnego włosia daje ładny efekty, ale tylko wtedy gdy "pomiziam" nią włosy, a nie dokładnie rozczeszę.
Co więc robię?
Po myciu włosów nakładam odżywkę d/s lub przeczesuje je palcami z odżywką b/s, nadmiar wody odciskam w bawełnianą koszulkę. Na włosy ląduje żel lniany lub jego delikatniejszy (w sensie trwałości) zamiennik Joanna Żel do stylizacji z odżywką. Wtedy robię włosom plopping, czyli zawijam je wg poniższego rysunku i chodzę w średniowiecznym czepcu jakieś 15 minut ;D Zazwyczaj do zawijania służy mi duża koszulka lub pielucha.
Po ściągnięciu czapeczki bawię się w ugniatanie sztywnych od żelu włosów, lub robię im harmonijkowanie (tj. zbieram na otwartej dłoni kilka kosmyków i dociskam je do skóry głowy) albo to i to ;) Następnie zostawiam włosy do naturalnego wyschnięcia lub suszę je suszarką z dyfuzorem.
Często w pośpiechu pomijam plopping, wtedy nakładam żel, ugniatam i suszę włosy suszarką z dyfuzorem.
Po tych zabiegach włosy wyglądają mniej więcej tak.
Zdjęcia się już pojawiały na blogu. Wybaczcie mi, że nie ma żadnych nowych, jednak aktualnie nie posiadam żadnego dobrego stylizatora (jestem w domu rodzinnym), a nie chce pokazywać włosów na jakieś zwykłej piance czy coś ;D Postaram się w najbliższym czasie zrobić jakąś aktualizację włosową czy cuś ;D
PS. Dziś śniło mi się, że mam włosy do pasa... Dlaczego mózg robi mi takie okrucieństwa ;P
Wesołych Świąt! ;)